sobota, 26 lipca 2014

Chapter thirteen.

Nie potrafił pozbyć się głupiego uśmiechu, pełnego zadowolenia. Może tylko na chwilę, gdy Eve wykręciła się bólem głowy i zniknęła na górze. Odprowadził ją uważnym spojrzeniem, widząc jak bardzo się tym wszystkim przejmuje. Musieli porozmawiać, jednak nie miał jak w tej chwili do niej pójść, nie wywołując podejrzeń. Poczuł ukłucie w brzuch i spiorunował wzrokiem Mike'a, którego łokieć dziwnym trafem wylądował pod jego żebrami.
- Zetrzyj ten uśmiech z twarzy, idioto. Wyglądasz jak kujon, który zaliczył królową balu.
- Skąd wiesz, że nie zaliczyłem?
Shinoda spoważniał.
- Co się stało w kuchni?
- Nic wielkiego. - machnął ręką. - Na pewno nie to, o czym myślisz.
- Chaz, pamiętaj o jednym. Tylko ty będziesz musiał żyć ze swoim sumieniem, gdy przelecisz Evelyn, a będziesz wciąż trwał przy Alex. Zastanów się czy warto, albo najpierw skończ jedno.
- Wiesz, że nudzisz? - mruknął, otwierając piwo i ostentacyjnie ziewnął. W głębi sera wiedział, że przyjaciel ma rację, ale nie miał zamiaru się do tego przyznawać.
- Jak sobie chcesz. - podniósł ręce w geście poddania. - Ja ci tyłka ratował nie będę. Jesteś dorosłym facetem, przynajmniej według metryki.
- Mikey, przymknij się i baw. Idź, zatańcz ze swoją cudowną żoną. To z kim ja się pieprzę, zostaw mi, ok?
- Nie skrzywdź jej, Chester. Nie zasługuje na to by być twoją zabawką. - rzucił jeszcze i podszedł do żony, całując ją w policzek.
Miłość emanowała z nich na odległość. Zazdrościł im tego. On nigdy nie zaznał takiego otępiającego uczucia. Był ciekawy jak to jest. Jak to jest poświęcić się tak dla kogoś, ot tak bez powodu. Cieszyć się swoją obecnością, rozmowami. Zaginać rzeczywistość w czyichś ramionach. Może i był dupkiem, ale podświadomie marzyła mu się taka romantyczna miłość. Nie wpół świadomie spojrzał na schody. Co mógł wymyślisz, by móc do niej pójść? Poczuł dotyk na swoich plecach i obrócił się w stronę Alex.
- Czy mój przystojny mąż, zatańczy ze swoją kochaną żoną?
Tylko cudem nie skrzywił się na te słowa. Wykrzywił nienaturalnie usta i objął ją sztywno jedną ręką w pasie, drugą łapiąc ją za dłoń i prowadząc powoli w rytm spokojnego utworu. Kto do cholery zarządzał muzyką, że puszczał takie smęty?
- Jak się bawisz? - mruknęła, wtulając twarz w jego szyję. Czy nie czuła jak bardzo go to krępowało? Napięte miał wszystkie mięśnie i gdyby ktoś mu teraz krzyknął do ucha to zszedłby na zawał. Bez wątpienia. Od kiedy pogorszyło się między nimi do tego stopnia, że jej dotyk wzbudzał w nim chęć ucieczki? Było źle, ale teraz przebywanie tak blisko niej było istną torturą. Tak jak rano. Paranoja. Który facet nie ucieszyłby się, mając w łóżku napaloną, piękną kobietę od razu po otworzeniu oczu? A on uciekł jakby obudził się nie przy atrakcyjnej blondynce, a przy wielkim owłosionym facecie.
- Świetnie. - odpowiedział po chwili, obracając ją wokół własnej osi. - Cieszę się, że wszyscy mogli przyjść.
Przytaknęła, głaszcząc jego krzyż. Zacisnął zęby i przymknął powieki, próbując się opanować przed odepchnięciem jej od siebie.
- Trzeba sprawdzić jak się czuje Evelyn, czy nic jej nie trzeba.
- Mogę do niej pójść. Ty dorób jakieś przystawki czy coś w tym czasie, co? - rzucił niby od niechcenia.
- Może być. - ponownie przytaknęła, całując go w jabłko Adama. - Kocham cię, wiesz?
- Wiem. - posłał jej nieszczery uśmiech i odsunął od niej, gdy utwór dobiegł końca. Zignorował zawód w jej oczach, gdy nie odpowiedział jej tym samym. - Sprawdzę co z nią. - kiwnął w stronę sufitu.
Musiał się mocno kontrolować, by nie wbiec po schodach. Idealna wymówka pojawiła się sama. Stanął pod drzwiami jej sypialni i zapukał cicho trzy razy w ciężkie, masywne drzwi. Po kilku sekundach, trwających całą wieczność, w progu stanęła brunetka. Spojrzała na niego niepewnie, marszcząc brwi.
- Nie sądzę żeby to był dobry pomysł, abyś tu przychodził.
- A ja myślę wręcz przeciwnie. - przewrócił oczami. - Mogę wejść?
- To twój dom. - wzruszyła ramionami i przepuściła go w drzwiach. Naciągnęła koszulkę bardziej na uda, a on dopiero teraz zauważył jej strój. Za duża, rozciągnięta koszulka Nirvany. I nic więcej. Włosy miała spięte w niedbałego koka i widocznie szykowała się do snu. Serce przyspieszyło swój bieg w jego piersi. Spuściła wzrok, pod wpływem jego spojrzenia. Wciąż stała nieśmiało przy drzwiach, a jedynym źródłem światła była mała lampka, na stoliku. Wyglądała jak zjawa.
- Eve. - szepnął łagodnie, chcąc zwrócić jej uwagę.
- Czego chcesz, Chester? - spojrzała na niego buntowniczo.
Zrobił powolny, wręcz leniwy krok w jej stronę, a za nim następny jakby wahał się czy może podejść tak blisko. Cofnęła się, napotykając plecami drzwi. Nie miała dokąd uciec. Oddech jej przyspieszył, a policzki oblały się rumieńcem. Czuła to. Tak samo mocno, jak on.
- Ciebie. - stał przed nią, patrząc lekko z góry, niczym oprawca. Musnął palcami jej policzek i uniósł delikatnie za brodę. Rzucił jej pytające spojrzenie, jakby szukając pozwolenia i musnął jej wargi swoimi. Nieśmiało. Bez pośpiechu. Raz, drugi, trzeci... Westchnęła cicho, uchylając usta, co potraktował jako zaproszenie. Wybuchła między nimi pasja. Niczym proch przy spotkaniu z ogniem. Wszystko eksplodowało, zamykając ich w pułapce namiętności. Objęła go za szyję, a on kierowany impulsem podniósł ją za biodra do góry. Instynktownie oplotła go nogami w pasie, na co zamruczał, przenosząc pocałunki na jej szyję. Uśmiechnęła się nieświadomie, głaszcząc go po krótkich włosach. Ich dłonie badały siebie nawzajem, a wargi toczyły spór o kontrolę. Wzdrygnęła się, czując jego dłoń wkradającą się pod koszulkę. Gładził szorstkimi opuszkami skórę jej brzucha. Drugą dłonią wciąż podtrzymywał ją za pośladki w górze. Gdy dotknął nieśmiało jej pierś, pękły ostatnie bariery. Oparł ją gwałtownie o drzwi i, o ile to w ogóle możliwe, pogłębił pocałunek.
Evelyn, idiotko! Przestań! Przestań natychmiast! Sumienie jak zwykle pojawiło się w najmniej odpowiednim momencie, jednak kazała mu się zamknąć i drżącymi dłońmi, sięgnęła do klamry jego paska. Oderwał się od niej, patrząc na nią rozpalonym wzrokiem. Miała wrażenie, że podpali zaraz cały pokój. Chwila... On już płonął, a ona razem z nim.
- Nie mam gumek.- jęknął, trzęsącym się głosem, nie przestając pieścić jej ciała, pod ciemnym materiałem.
- Biorę tabletki. Musimy się pospieszyć zanim Alex zacznie cię szukać. - skąd nagle w niej taka pewność siebie?
- Nie myśl o niej, proszę. - rzucił miękko.
Złapał w zęby płatek jej ucha, ssąc go lekko. Przymknęła powieki, jęcząc cicho. Uporała się z rozporkiem i jego spodnie opadły z szelestem na podłogę. Poprawił uchwyt, podrzucając ją lekko do góry i nie marnując czasu na ściągnięcie z niej bielizny, zanurzył się w nią. Jęknął przeciągle w jej usta i zamarł na kilka sekund, by zaraz rozpocząć ich wspólny bieg ku spełnieniu. Każde pchnięcie było idealnie wymierzone, dokładnie wiedział co robić, by oszalała. I mimo iż zaczynały puszczać granice jego samokontroli, skupiał się głównie na niej. Odchyliła głowę do tyłu, uderzając głucho potylicą w drzwi. Jego usta znów odnalazły jej szyję, kąsając ją lekko. Zagryzła wargi, by nie zacząć głośno krzyczeć. O mój boże. W końcu przytuliła się do niego mocno, gryząc w bark, by stłumić krzyk ekstazy. Syknął cicho i zwolnił, przedłużając jej przyjemność, a gdy przestała drżeć wznowił tempo, szukając tym razem swojego uwolnienia.
Evelyn zapatrzyła się szeroko otwartymi oczami w okno. Serce tłukło jej w piersi. Czuła jego pocałunki, słyszała urywane jęki w uchu, docierające do epicentrum jej kobiecości. Każdy pewny i zamierzony ruch, pobudzający jeszcze bardziej przyjemność, która nią zawładnęła.
Nie przeszkadzało jej to, że pewnie po prostu chciał sobie ulżyć. Chociaż nie był egoistycznym dupkiem, który myśli tylko o sobie.
Nie było w tym wszystkim najgorsze to, że na dole salon pełen był ludzi.
Nawet nie te cholerne, twarde drzwi, od których będzie miała jutro siniaki.
Najgorsze było coś, co przebiło się niczym pocisk do jej świadomości.
Może i był tu z nią, ale pachniał Jej perfumami...

_________
Cześć. Właśnie od prawie 2 godzin mam urlop i przedstawiam Wam nowy rozdział, Zboczuchy.
Proszę powiedzcie, że nie było źle i dałam radę. Pierwszy raz napisałam coś takiego ;)
Ale podoba mi się. Zdradzić Wam tajemnicę? Kolejna 'scenka' będzie w rozdziale 16 ;)
Ja już prawie skończyłam rozdział 18 w swoim magicznym zeszycie, a pomysłów jeszcze od groma.
Komentujcie, proszę.
Pozdrawiam, VS.

środa, 23 lipca 2014

Chapter twelve.

Był środek nocy, gdy Chester przekroczył próg własnego domu. Minęły ledwie trzy dni, a miał wrażenie jakby to był co najmniej rok. Przekręcił, najciszej jak potrafił, górny zamek i sapiąc cicho, zrzucił z nóg swoje oficerki. Powłócząc nogami ze zmęczenia ruszył ku sypialni, gdy kątem oka dostrzegł światło w salonie. Zawrócił w tamtym kierunku i zastał śpiącą na kanapie Evelyn. Przystanął na kilka sekund w progu i obserwował ją z uśmiechem błąkającym się na ustach. Na jej kolanach leżał laptop, a z podpiętych słuchawek, wiszących na jej szyi unosił się cicho jego własny głos. Oglądała jakiś stary koncert i zasnęła. Czyżby czekała na niego? Uśmiechnął się czule, widząc jak niewygodnie musiało jej być. Zdjął delikatnie komputer z jej ud, wyłączył go i odłożył na stolik. Nachylił się ku niej łapiąc w pasie i pod kolanami, i uniósł do góry. Zmarszczył brwi, czując jak lekka była. Mruknęła coś pod nosem i wtuliła się w niego ufnie, wzdychając cicho. Starał się zignorować fakt, że miała na sobie jedynie za dużą koszulkę z logo jakiegoś zespołu, a jej nagie uda ocierały się o jego brzuch. Zacisnął zęby i ruszył schodami na piętro. Łokciem otworzył drzwi jej pokoju i delikatnie położył na łóżku, przykrywając miękką kołdrą. Uchyliła zaspane powieki i spojrzała na niego nieprzytomnie.
- Chester? Wróciłeś?
- Przed sekundą. - mruknął, odgarniając jej grzywkę z oczu. - Śpij, pogadamy rano. - nachylił się w jej stronę i pocałował w kącik ust.
- Lubię, gdy mi się śnisz. - szepnęła, wtulając się w poduszkę. Zaśmiał się cicho. Chciałby mieć wyjaśnienie na każdą sytuację, tak jak ona. Upewnił się, że jest przykryta i wyszedł. Ściągając koszulkę przez głowę, wszedł do swojej sypialni. Alex leżała plecami do niego, oddychając miarowo. Nawet nie drgnęła, gdy położył się obok. Nic nowego. Przymknął oczy i zapadł w sen, duchem będąc jakieś pięć i pół metra na lewo.

~*~
Otworzył zaspane powieki i omal nie krzyknął, widząc nad sobą twarz Alex.
- Cześć Misiaczku. Tęskniłam za tobą. - położyła zimną dłoń na jego torsie, zjeżdżając powoli w stronę brzucha. Zerwał się jak oparzony, strącając jej rękę i zdezorientowany stanął przy krawędzi łóżka. Opary snu jeszcze nie opuściły jego umysłu i lekko zakręciło mu się w głowie.
- Muszę do ubikacji. - wyjąkał speszony, a ona z głuchym hukiem opadła na pościel. Zamyślony, opuścił pospiesznie sypialnię, zamykając się w łazience. Każdy jej dotyk go parzył. Każdy najmniejszy gest był torturą. Spojrzał w swoje odbicie, skupiając się na ciemnych oczach. Stał tak kilka minut, jakby oczekiwał, że postać z lustra coś mu powie, lub chociaż mu pieprznie. Nic z tego. Ochlapał twarz zimną wodą, zanurzył ręce raz jeszcze pod zlewem i chlusnął w lustro. Obserwując jak krople deformują jego twarz, wypuścił głośno powietrze przez usta. Po kilku sekundach opuścił łazienkę i zszedł do kuchni. Dziś planowo miała się odbyć u nich impreza z okazji oficjalnego zakończenia pracy nad albumem. Byli dumni z tego co udało im się stworzyć. Zalewał kawę wrzątkiem, gdy do pomieszczenia weszła Alex, zupełnie go ignorując. Widocznie była zła za poranne odrzucenie.
- O której mają być wszyscy? - mruknęła, wyciągając ser z lodówki.
- Koło dziewiętnastej.
Przytaknęła, odwróciła do niego plecami i zajęła się robieniem kanapek.

~*~
Impreza trwała w najlepsze. Muzyka huczała w pomieszczeniach, zagłuszana przez liczne rozmowy i wybuchy śmiechu. Popijając drinka obserwował kątem oka Evelyn, jednym uchem słuchając relacji Brada z koncertu. Miała na sobie błękitną sukienkę, przewiązaną w pasie czarnym paskiem, który ładnie akcentował jej talię. Kończyła się przed kolanem, odsłaniając jej zgrabne, opalone łydki, dodatkowo zaakcentowane czarnymi sandałkami na obcasie. Włosy zaczesała w wysokiego kucyka, podpinając grzywkę do góry. Śmiała się z czegoś głośno, co opowiadał jej Rob. Muzyka na odtwarzaczu zmieniła się na spokojniejszą, więc podszedł do niej, proponując taniec. Alex była na tarasie, więc nie musiał się obawiać, że będzie to wyglądało dziwnie.Po kilku chwilach objął ją delikatnie w pasie, kołysząc w rytm utworu. Położyła dłonie na jego barkach i uśmiechnęła lekko, gdy przyciągnął ją bliżej siebie.
- Więc jak? Tęskniłaś trochę? - szepnął jej do ucha, delektując się jej obecnością.
- Mhm. Przecież obiecałam. Myślałam, że przyśniłeś mi się wczoraj. Dzięki za transport do łóżka.
- Żaden problem. Kanapa do spania nie jest zbyt wygodna, spędziłem tam kilka nocy, wiem co mówię.
Zaśmiała się cicho, omiatając jego ucho ciepłym oddechem, a wzdłuż jego kręgosłupa przeleciał dreszcz.
- Wiesz, dużo myślałem o tobie podczas wyjazdu.
- Chazy... - westchnęła cicho, głaszcząc go po ramieniu okrytym czarną koszulką. - Mówiłam ci coś na ten temat.
- Dobra, już jestem cicho.
Ale w głowie szalała mu istna burza. Po tańcu udała się do kuchni, by przygotować więcej przystawek, a on upewniwszy się, że Alex wciąż jest zajęta, po chwili ruszył za nią. Złapał jeszcze pytające spojrzenie Mike'a i wszedł do pomieszczenia. Stała tyłem do niego, układając koreczki na talerzu. Zauważył, że się napięła więc wyczuła jego obecność. Podszedł do niej i złapał za biodra, przytulając się do jej pleców.
- Chester, mówiłam coś.
- Powiedz mi to w twarz. - szepnął, składając lekki pocałunek na jej karku.
Westchnęła ciężko. Obrócił ją w swoją stronę i przyparł biodrami do blatu. Wyraźnie poczuła jego podniecenie. Przygryzła wargę, spuszczając wzrok.
- Każ mi się trzymać od siebie z dala. - poprosił cicho, a jego oddech otulił jej twarz.
- Trzymaj się ode mnie z daleka. - wyszeptała niepewnie.
Oparł dłonie po obu stronach jej bioder, trzymając ją w pułapce swoich ramion.
- Powiedz mi, abym się od ciebie odpieprzył. - wysyczał.
Jego spojrzenie wędrowało po jej ustach, by po chwili skupić się na jej oczach. Mimo iż starała się oprzeć, jego czarne tęczówki sparaliżowały ją w miejscu, pozbawiając zapasu tlenu z płuc.
- Odpieprz się ode mnie. - wyjęczała słabo, chłonąc całą sobą jego ciepło.
- Nie potrafię. - warknął i wpił się brutalnie w jej wargi. Kolana się pod nią ugięły i próbowała go od siebie odepchnąć. On jednak złapał ją stanowczo, lecz delikatnie za nadgarstki, splatając je za jej plecami. W końcu przestała się opierać i odwzajemniła pocałunek równie namiętnie. Jęknęła czując jak lekko przygryza jej dolną wargę i dopasowała się do namiętnego tańca ich języków. Pasja przerodziła się w pieszczotę, a gdy był pewien, że nie ucieknie, puścił jej dłonie, które momentalnie objęły go za szyję, muskając skórę na karku. Objął ją i przyciągnął do siebie mocniej, głaszcząc jej plecy. Skubnął raz jeszcze zębami jej usta i oderwał się od niej, zerkając niespokojnie na jej twarz. Policzki miała zaróżowione, a powieki przymknięte. Czerwone, obrzmiałe usta uchyliła, próbując uspokoić oddech. Oparł swoje czoło o jej i westchnął ciężko.
- Co dalej? - szepnął, lekko zachrypniętym od emocji głosem.
Otworzyła oczy, unikając jego wzroku. Zielone tęczówki błyszczały mocniej niż dotychczas, lecz tylko ślepiec nie dostrzegłby w nich też zagubienia.
- Wiesz, że nam nie wolno. - jej głos był równie cichy i niepewny.
Skinął głową. Pociągnął ją za kucyk, tak że patrzyła do góry, wprost na niego. Pogłaskał ją po policzku wierzchem dłoni.
- Ale ja nie chcę tego kończyć.
- To się nawet nie zaczęło, Chester. - zaśmiała się smutno.
- Gówno prawda. Nie czujesz tego? Eve...
- Co wy tu robicie tyle czasu? - intymną atmosferę przerwał głos Alex. Dobiegał jakby z innej czasoprzestrzeni. Podskoczyła przestraszona, a mężczyzna nawet nie drgnął, nie odrywając od niej oczu.
- Pomagałem wyplątać Evelyn włosy z kolczyka. - powiedział opanowanym głosem i schował kosmyk jej włosów za ucho. - Gotowe.
Odsunął się od niej i bez słowa opuścił kuchnię.

_______
Jest i dwunastka. Przyznam bez bicia, że fragment w kuchni był pierwszymi zdaniami jakie napisałam z tej historii. Pisząc to miałam wypieki i głupi uśmiech na twarzy :D Jestem z tego po prostu dumna i mam ogromną nadzieję, że przypadło Wam do gustu. :)
Jeszcze tylko kilka dni i urlop! Może uda mi się pojechać na Woodstock. Kto wie :)
Komentujcie!
VS.

niedziela, 20 lipca 2014

Chapter eleven.

Atmosfera w domu stała się napięta. Chester i Evelyn próbowali się unikać na każdym kroku, jednak było to trudne. Gdy nie mieli wyjścia, byli dla siebie przesadnie mili, lub całkowicie obojętni. Z pozoru tylko. Przyciąganie jakie się między nimi pojawiło już wtedy, w pubie, teraz zdawało się być jeszcze mocniejsze. Szczególnie, gdy oboje mieli świadomość, że im nie wolno tego czuć, że nie powinni. I mimo iż próbowali, to każde przypadkowe spojrzenie, każdy niewinny dotyk przyprawiał ich o dreszcze i mieli wrażenie, że iskry, które między nimi skaczą spalą cały wszechświat. Co zabawniejsze, każde z nich miało poczucie, że to działa tylko w jedną stronę.
Nadszedł wtorek, po krótkim pożegnaniu, znów dziwnie nieszczerym, Chester wsiadł do samochodu i ruszył na lotnisko, by udać się do Nowego Jorku. Nie da się ukryć, że oboje odetchnęli z ulgą. Tym bardziej, że Alex przyglądała się całej sytuacji, z coraz większym zainteresowaniem i niezrozumieniem. Co jak co, ale mieli już duży problem ze sobą, nie trzeba w to było mieszać jeszcze jej. Chociaż chcąc, nie chcąc ta od początku miała z tym bardzo dużo wspólnego. Podsumowując wszystko to co się działo było męczące i musieli podjąć decyzję co dalej.
Po szalonym koncercie dla dwudziestu tysięcy ludzi, Chester odetchnął głośno, ocierając pot z twarzy i karku miękkim, turkusowym ręcznikiem. Uśmiechnął się szeroko do Dave'a i przybił z nim żółwika. Dali czadu. Jak na kilkumiesięczną przerwę w koncertowaniu wyszło naprawdę dobrze. Rozgrzewka w sam raz przed nadchodzącą trasą, która wiązała się z wydaniem nowego albumu. Dziś po raz pierwszy zagrali nowy kawałek i tłum wydawał się być zadowolony, szczególnie gdy Rob, czy Brad zagrali swoje solówki.
Ochłonął odrobinę pod zimnym prysznicem i jako ostatni zapakował się do busa, który miał ich zawieźć do hotelu. W aucie panował wesoły gwar. Widocznie nie tylko w jego krwi wciąż był nadmiar adrenaliny. Ekipa zaproponowała wyjście do jakiegoś klubu, w końcu planowo mieli zacząć zdjęcia do teledysku dopiero w okolicach szesnastej, jednak doszedł do wniosku, że wcale nie ma ochoty na zabawę. Szczególnie w głośnym, zatłoczonym miejscu. Zaprzeczył więc i roześmiał się, gdy Joe zwyzywał go od mięczaków. Przytaknął mu z ogromnym uśmiechem i przymknął oczy, próbując uspokoić wciąż walące serce.
W pokoju hotelowym, które przez te trzy dni pobytu w NYC zastępował mu dom, położył torbę na podłodze i zrzucił z siebie ubrania w drodze do łazienki. Kolejny, tym razem gorący, spokojny i długi prysznic ukoił jego zmęczone ciało. Oparł się dłońmi o kremowe kafelki i otworzył oczy, nie zważając na wpadające do nich krople. Wypluwał co chwila nadmiar wody z ust i patrzył tępo na fugę między płytkami. Bał się przyznać sam przed sobą, że myślał o niej. Przechylił głowę w prawo, następnie w lewo czując strzelanie w karku, a wyobraźnia podsunęła mu iluzję delikatnego dotyku na kręgosłupie. Zakręcił wodę nim fantazja urosła w jego głowie i klnąc pod nosem, otworzył gwałtownie drzwi kabiny. Przeszedł go dreszcz, gdy chłodne powietrze zetknęło się z jego rozgrzaną skórą i owinął ręcznik wokół pasa, kierując się do salonu. Rozległo się pukanie do drzwi, więc szarpnął za klamkę, z agresją, która nagle się w nim pojawiła. W progu stał Shinoda z czterema butelkami piwa, po dwie w każdej dłoni. Rzucił mu zdziwione spojrzenie.
- Weź się człowieku ubierz, co? - jęknął ze śmiechem, zasłaniając sobie oczy przedramieniem.
- Masz szczęście, że masz piwo. Właź. - uchylił przed nim drzwi, ostentacyjnie poprawiając ręcznik i roześmiał się głośno, gdy przyjaciel uderzył go w łopatkę.
- Idź się ubierz, bo zabieram piwo i spadam. Jakbym chciał spędzić wieczór z półnagim facetem, to poszedłbym do klubu dla gejów.
- Ja cię tu nie zapraszałem. - mruknął, znikając w sypialni.
- Bujaj się. Widzę, że łeb ci pęka od myślenia. Znaj gest, że wolę siedzieć z tobą, niż z chłopakami w barze.
- Jaki ty łaskawy, czym sobie zasłużyłem na twoją dobroć? - rzucił z sarkazmem, wracając w szarych, dresowych spodniach i białej bokserce.
- Wystawię ci rachunek za wizytę terapeutyczną. - zachichotał.
- Czy ja ci kiedyś mówiłem, że cię nienawidzę? - odebrał od Mike'a butelkę piwa. Ten swoje już popijał, siedząc wygodnie na brązowej kanapie.
- Tylko jakiś miliard razy. A tak serio Chaz, co jest? Widzę, że cały czas coś cię męczy.
Westchnął głośno, mocząc usta w zimnym trunku.
- Cały czas mam w głowie Eve.
- Tę kuzynkę Alex? - zapytał dla pewności, na co mężczyzna przytaknął.
- Stary, mam wrażenie, że mój fiut przejął kontrolę nad moim mózgiem. - podparł brodę na pięści i zmarszczył brwi. - Po próbie, wtedy u nas, prawie nie zdarłem z niej ciuchów w aucie, a gdy chciałem ją pocałował, kazała mi jechać do domu.
- Oparła się urokowi Benningtona? Niemożliwe! - zakpił.
- Kurwa Mike, jak masz zamiar tak pieprzyć to wyjdź.
- Boże, nie bądź taki drętwy. - skrzywił się. - No wiesz jest ładna, inteligentna. Zabójczo umiała odpyskować na każdy żart Mr. Hahna, a wiesz, że z jego specyficznym poczuciem humoru to nie łatwe.
- Tu nawet nie o to chodzi, trochę ją poznałem fakt, ale sama jej osoba mnie pociąga.
- No wiesz, co to za frajda posuwać pustaka? Ups, zapomniałem, że dla ciebie jednak jakaś. - rzucił mu fałszywie speszone spojrzenie, próbując zamaskować uśmiech.
- Mike, wypierdalaj, co? - ryknął Chester.
- No już, nie denerwuj się. Pytanie za sto punktów. Kiedy ostatnio bzyknąłeś?
Zmarszczył brwi jakby dokładnie starał się sobie przypomnieć. Westchnął zrezygnowany i opadł na oparcie fotela. Spike spojrzał na niego ze współczuciem.
- A robótki ręczne? - spytał z nadzieją.
- Odwal się. - warknął.
- O stary! Szczere kondolencje. Widocznie sperma uderzyła ci do mózgu, lepiej spuść z krzyża, bo pójdzie ci uszami. - rzucił smętnie. - Ale czy będzie to Evelyn, czy inny sposób, nie wnikam. Oby tylko później nie zeżarło cię sumienie. - poklepał go po kolanie i odstawił pustą butelkę na szklany stolik.

____
Jest i nowy. Wiem, wiem, byle jaki. Ale jest.
Komentujcie.
Ah i przypominam o grupie : CTSR / OTITS Zapraszam.
Pozdrawiam, VS.

środa, 16 lipca 2014

Chapter ten.

Zaczerpnęła głęboki wdech, opierając się o barierkę przy schodach.
- Lepiej?
Wciąż był przy niej, zresztą nawet jakby chciała, nie potrafiłaby zignorować jego obecności. Skinęła lekko głową.
- Martwię się.
- Niepotrzebnie Chester, wszystko w porządku. Zresztą po co masz sobie zawracać mną głowę?
- Nie gadaj głupot, zawracam sobie głowę, bo... - urwał speszony.
- Bo?
Przeczesał nerwowo krótkie włosy dłonią i złapał się za kark.
- Bo tak już mam. Martwię się o ludzi, którzy coś dla mnie znaczą, ok?
- Przecież mnie nie znasz.
- Ale mam całkowicie inne wrażenie. Jakbym cię znał od lat. - spuścił wzrok i zaczął grzebać czubkiem buta w piasku. Wyglądał na skrępowanego. - Więc się nie wściekaj tylko to przyjmij, ok?
- Co mam przyjąć? - obserwowała go ze zmarszczonymi brwiami.
- Mnie. - mruknął, patrząc jej nieśmiało w oczy. - Wpuść mnie. Nie wiem czemu tak jest, ale zależy mi na naszej... znajomości. Czy to zbyt wiele dla ciebie?
Milczała chwilę nim odezwała się cicho.
- Nie, jestem po prostu zaskoczona.
Uśmiechnął się do niej lekko.
- Tylko nie mów, że musimy to opić. - mruknęła, na co roześmiał się wesoło.
- Nic na siłę, ale wiesz, znam kilka fajnych klubów.
- Nie wątpię. - odwzajemniła uśmiech.
- We wtorek jedziemy z chłopakami do Nowego Jorku na kilka dni. - zmienił temat, poważniejąc.
- Super. Koncert?
- Koncert, wywiad, wstępne zdjęcia do teledysku. Będziesz tęsknić? - wyskoczył z pytaniem, zaskakując tym zarówno ją, jak i siebie.
- Chester... Znamy się kilka dni.
- Cicho. Będziesz? - wydął zabawnie dolną wargę i rozłożył ramiona, zapraszając ją do przytulenia. Parsknęła cicho i pozwoliła się objąć, zatapiając nos w jego koszulce.
- Będę.
- To dobrze, bo ja też. - szepnął jej do ucha, owiewając je ciepłym oddechem i zaciągnął się zapachem jej słodkiego szamponu. - Wracamy do chłopaków?
- Mhm. - mruknęła, jakby wyrwana z transu. Powoli, niechętnie odsunęła się od niego i rzuciła nieśmiały uśmiech. - Dziękuję.
Skinął głową i uchylił drzwi, puszczając ją przodem.

Godzinę później wracali autem do mieszkania. Alex dzwoniła czy będą na obiedzie, więc odmówili wspólnego wypadu z zespołem na pizzę.
- Więc, co sądzisz o chłopakach? - przerwał ciszę, zerkając na nią kątem oka.
- Jesteście niesamowici. To ogromny zaszczyt móc was poznać i słuchać waszego talentu.
- Przypadli ci do gustu. - stwierdził, uśmiechając się delikatnie.
- Jesteście indywidualistami, a jednocześnie tworzycie idealną całość. Ale tak, kurczę, wyglądacie mało rockowo.
- Co masz na myśli?
- Spójrz na przykład na Brada. Prędzej bym powiedziała, że w tym swoim sweterku naucza w szkółce niedzielnej, a nie, że potrafi wyprawiać czary z gitarą. Albo Dave. On mi wygląda na szefa kuchni.
Mężczyzna otarł kąciki oczu z łez, próbując opanować śmiech i skupić się na drodze.
- Powiem o tym Bradowi. Szkółka niedziela, serio? On jest Żydem.
- Skąd mogłam wiedzieć? - wystawiła mu język.
- Proszę kontynuuj. To komiczne.
- Rob jest interesujący, najmniej się wyróżnia z Was wszystkich, ale jest w nim coś tajemniczego.
- Sugerowany zawód?
- Hmm... Detektyw. - mruknęła po chwili namysłu. Zgodził się skinieniem głowy.
- Joe? - kontynuował zabawę, chichocząc pod nosem.
- Mr. Hahn wygląda jakby należał do Yakuzy. *
- Litości, już mnie policzki bolą. Joe ma koreańskie korzenie, to Mike ma więcej wspólnego z Japonią.
- Mike mi pasuje do roli prawnika, dyrektora, albo... - uśmiechnęła się szeroko.
- Albo?
- Albo na opiekunkę do dzieci. Nie! Lepiej! Mistrz Yoda!
Chester zjechał na pobliski parking i wybuchnął głośnym śmiechem, opierając głowę o kierownicę.
- Uwielbiam cię! A co ze mną?
- Z tobą?
- Też chyba należę do zespołu, prawda?
- Tak, ale do ciebie z tymi tatuażami, kolczykami i stylem pasuje rockowy zespół. Myślę, że jesteś w takim miejscu, w jakim zawsze powinieneś być. To na pewno lepsze niż Burger King.
Spojrzał na nią, mrużąc powieki.
- Zgooglowałaś mnie? - mruknął złowrogo.
- Tak troszeczkę. - posłała mu niewinny uśmiech, po kilku sekundach jej śmiech wypełnił wnętrze, gdy Chester rzucił się na nią z łaskotkami. Mimo przestronnego auta, nie miała zbytniej swobody ruchu. Już po chwili została przyduszona przez mężczyznę. Oddech jej przyspieszył, gdy poczuła jego ciało tak blisko. Wyraźnie czuła jak szybko unosi się i opada jego klatka piersiowa i jak napinają się ze śmiechu twarde mięśnie brzucha. Spojrzał jej w oczy chichocząc i w sekundzie spoważniał, studiując dokładnie jej tęczówki. Oddech stał się ciężki i urywany. Oblizał swoje usta, co skupiło jej uwagę. Sama lekko przygryzła swoje wargi.
- Eve... - mruknął zachrypniętym głosem, odgarniając z jej twarzy niesforny kosmyk. Przymknęła oczy i odetchnęła głęboko.
- Wracajmy Chester. - wyszeptała. - Błagam cię, jedź już.
Speszony odsunął się od niej, poprawiając na fotelu. Odpalił silnik i w kompletnej ciszy skierował się w stronę domu. Zaparkował auto i niepewnie na nią spojrzał. Unikała jego spojrzenia. Złapał ją za nadgarstek, gdy chciała wysiąść i puścił momentalnie, jakby jej skóra go poparzyła.
- Eve, przepraszam.
Pokręciła głową, patrząc na niego smutno.
- Nie przepraszaj, tylko nie rób tego więcej. Masz żonę, która jest moją kuzynką. To wszystko jest absurdalne.
- Eve...
- Dość Chester! Wystarczy.
Wysiadła i ruszyła w stronę drzwi. Wpatrywał się jeszcze chwilę w miejsce, w którym zniknęła i odpalił silnik, ruszając przed siebie. Wiedział, że Alex by wyczuła to napięcie między nimi. Jak zwykle wszystko musiał spieprzyć. Ale co mógł poradzić, że jej usta wręcz błagały o pocałunki. Był zaintrygowany i cholernie jej pożądał. Nie umiał dłużej udawać przed sobą, że jest inaczej. Uczucie było tak obce, że przejmowało nad nim kontrolę, ogłupiając. Bał się. Bał się, że to tylko chwilowe i gdy opadnie z niego ten żar i podniecenie, nie będzie chciał niczego więcej. A konsekwencje będą straszne. Będzie musiał się rozejść z Alex, bo sumienie nie pozwoli mu normalnie funkcjonować. Cudem będzie jeśli ona się sama niczego nie domyśli. Ale bał się też, że zrani Evelyn. Bo co jej powie, gdy mu w końcu ulegnie? Wybacz, chodziło mi tylko o seks. Jakim gnojem, by się okazał. Ale tak cholernie go pociągała, była taka inna od jego żony. Ważniejsze pytanie zabrzmiało w jego myślach, drwiąc z niego. Chazy, jesteś pewien, że tu chodzi tylko o seks? Jego serce na kilka sekund zgubiło swój rytm. A o co innego, do cholery? Tak, jestem pewien. Ale nie był, ani odrobinę. Przycisnął mocniej pedał gazu i skupił się na drodze przed sobą, rzucając pod nosem przekleństwa.


__________
*Yakuza - największa mafia w Japonii.
Obiecany rozdział. Kolejny będzie na weekend. Sobota lub niedziela.
Co do grupy - skoro są chętni, jest i GRUPA : CTSR/OTITS
Zapraszam chętnych :)
Komentujcie!
Pozdrawiam, VS.

P.S Tytuł posta w pierwszej chwili brzmiał Chester ten... xD Jestem chyba bardziej zmęczona, niż mi się wydaje! :P

poniedziałek, 14 lipca 2014

Informacja.

Ok, przed chwilą gdy zaczęłam pisać rozdział 17 doszłam do wniosku, że jeśli macie czekać na to co napisałam w rozdziale 16, aż 7 tygodni (!) to mi to nie pasuje. Nie chcę tego bloga ciągnąć w nieskończoność i raczej chciałabym go zakończyć w okolicach października. Z mojego małego planu wydarzeń wychodzi na to, że będzie jakieś 30, 30-parę, do 40 rozdziałów. I stąd moja wiadomość dla Was. Będę dodawała rozdziały 2 razy w tygodniu. W okolicach środy i weekendu. Cieszycie się? ;)
Poza tym Zboczuchy moje :D Przyznam, że pierwsza scena erotyczna będzie w rozdziale 13 i jak ją czytam to sama mam wypieki na twarzy :D Nie bójcie się, nie mam zamiaru robić tutaj kopii Greya, raczej postaram się Wam dostarczyć subtelnych, acz pikantnych opisów.
I jeszcze jedna sprawa, zastanawiam się nad założeniem grupy na Facebooku. Mogłabym Was tam informować kiedy dokładnie pojawi się rozdział, a Wy moglibyście się ze mną dzielić swoimi opiniami i pomysłami, które dla mnie dużo znaczą. Co Wy na to?
Pozdrawiam, VampireSoul.

sobota, 12 lipca 2014

Chapter nine.

Oparł się o framugę drzwi i patrzył jak Evelyn z nieśmiałym uśmiechem podaje rękę Bradowi.
- Jestem BBB, miło cię poznać.
- BBB? - spojrzała na niego zaskoczona.
- Brad brzydka beksa. Dave jestem. - zaśmiał się Phoenix, za co oberwał od gitarzysty w tył głowy.
- Nie słuchaj tego rudego idioty. Big Bad Brad. - wyszczerzył się, przeczesując ręką burzę loków na swojej głowie.
- Sam jesteś idiotą, idioto. - zaczęli się lekko przepychać, na co kobieta patrzyła z wyraźnym rozbawieniem.
- Panowie, mamy damę w towarzystwie. Chociaż udawajcie, że macie trochę kultury. Wybacz zachowanie tych durniów. Ich rozwój intelektualny zakończył się w kołysce. - mężczyzna z wyraźnie azjatyckimi rysami, zwrócił się do niej, wyciągając dłoń w jej kierunu. - Mike Shinoda, miło cię poznać.
- Ej Spike! - Chester krzyknął, przebijając się przez hałas, którego narobił Brad z Davem wpadając na perkusję. - Wiesz co o tobie powiedziała Evelyn?
Kiwnął pytająco głową, wciąż bacznie ją obserwując, gdy piorunowała jego przyjaciela wzrokiem.
- Określiła cię mianem genialnego rapu.
Zaśmiał się cicho i lekko ukłonił.
- Więc jest mi tym bardziej miło. Dziękuję. To co? Chcesz posłuchać jak gramy?
- Jasne. Nigdy do tej pory nie słyszałam was na żywo.
- Nie żałuj. Ta imitacja faceta nie wyciąga dźwięków i fałszuje.
Spojrzała na Chestera i zatopiła się w jego ciemnym spojrzeniu. Uśmiechał się szeroko, bawiąc rogiem koszulki. Nie. Imitacją faceta nie można go było nazwać. W żadnym wypadku.
- Pierdol się Mike.
Parsknęła śmiechem. Przyjemnie się na nich wszystkich patrzyło. Byli dobrze zgrani i mimo docinek widać było jak mocna była więź między nimi.
Bennington rozejrzał się po pomieszczeniu. Z zewnątrz zwykły stary magazyn, w środku jego azyl. Ta sama sala prób od samego początku. I mimo iż sukces pozwoliłby im na wynajęcie, ba na kupno profesjonalnego lokum, żaden z nich nie chciał z tego rezygnować. Zresztą cały sprzęt, który należał do Shinody i Mr. Hahna wystarczał im w zupełności.
Ile razy tu uciekał, gdy było mu źle. Ile stron tu zapisał, wylewając z siebie złość i smutek. Tak, jego azyl. Otwarta przestrzeń wyłożona kolorowymi dywanami, w wielu miejscach zachlapanymi farbami i innymi płynami, nad pochodzeniem których nie chciał się zastanawiać. Kanapa z rozdartym podłokietnikiem i kilka wygodnych foteli, każdy z innej bajki. Tona papierzysk, spod których nawet nie było widać drewnianej ławy. Bliżej niezidentyfikowana plama na ceglanej ścianie, nieudolnie zakryta wyblakłym plakatem Metalliki. Mnóstwo instrumentów i konsoli. Dwa biurka, które lata świetności miały dawno za sobą. Trzy szafy, do których nikt dawno nie zaglądał. Gołe żarówki wiszące z sufitu w kilku miejscach. Zmarszczył brwi, dostrzegając rękaw swojej bluzy pod jednym z biurek. Szukał jej. Kiedyś. Pokręcił rozbawiony głową, to miejsce miało swój specyficzny czar i za nic nie chciałby tego stracić.
- Poszukajmy ci jakiegoś miejsca do siedzenia. Cholera, dawno nikt tu nie sprzątał. - mruknął, kopiąc na bok puste pudełko po pizzy. Podejrzewał, że zaczęły się w nim rozwijać nowe formy życia. - Brad, Phoenix starczy już, ruszcie dupy i ogarnijmy tu trochę.
Wybuchnęła śmiechem widząc, że ich ogarnianie polegało na zrzuceniu wszystkiego na podłogę za kanapą. Faceci. Ciężkie, metalowe drzwi uchyliły się i do pomieszczenia weszło dwóch mężczyzn, żywo o czymś rozmawiając. Przerwali, gdy zauważyli jej obecność. Mike objął ją lekko ramieniem, mrugając do wokalisty tajemniczo. Zresztą cała jego osoba miała lekko enigmatyczną postać.
- A o to i nasi spóźnialscy. Eve poznaj naszego zdolnego DJ'a, Mr. Hahna i cudownego perkusistę, Roba. Panowie to przyjaciółka Chestera, Evelyn.
Czy tylko jej się wydawało, że zawarł drugie dno w słowie przyjaciółka? Zresztą pewnie o wszystkim wiedział, w końcu się przyjaźnili. Jakie musiał mieć o niej zdanie, wiedząc, że całowała się z Chesterem mimo, iż... STOP! Koniec myślenia o tym! Mimowolnie jednak oblizała wargi. Uścisnęła ręce przybyłych mężczyzn, obdarzając ich pogodnym uśmiechem. Rob przeszywał ją spojrzeniem, od którego przebiegł jej po plecach dreszcz. Nie było jednak wrogie, bardziej zaciekawione. Miał ciepły uśmiech i szczere oczy.
- Evelyn siadaj wygodnie i daj się porwać muzyce.
Obserwowała jak zajmują swoje miejsca, a po chwili skupiła się na środku sali, gdzie stał statyw z mikrofonem. A może bardziej na mężczyźnie, który przy nim stanął. Co za widok. Przymknął oczy, mrucząc cicho pod nosem. Usłyszała pierwsze uderzenie w klawisze, a po chwili sama przymknęła powieki, dając się, jak to powiedział Mike, porwać. Każdy dźwięk, który wychodził z jego ust posyłał dreszcze w dół jej kręgosłupa. Byli genialni. Nie wątpiła w to nigdy, ale mogąc ich obserwować od tak prywatnej strony, nie miała wątpliwości za co pokochała ich jako zespół. A teraz miała możliwość ich poznać. A z jednym się nawet całowałaś! Pokręciła głową, jakby odganiała natrętną muchę i szeptała sobie słowa piosenek pod nosem. Po szóstym utworze muzyka zwolniła. Uchyliła oczy i zobaczyła Chestera kilka kroków od siebie. Stał na lekko ugiętych nogach, bujając się w takt i trzymał mikrofon w obu dłoniach, które przyłożył do spoconego czoła. W tym czasie Mike śpiewał zwrotkę, swoim głębokim, niskim głosem. Chaz był totalnie oddany muzyce. Musiał jednak wyczuć jej wzrok, bo uniósł powieki i sparaliżował ją spojrzeniem. Znowu. Podszedł do niej blisko i melodyjnie wyszeptał kolejne wersy piosenki, nachylając się lekko w jej stronę
- Pływam w dymie mostów, które spaliłem. Więc nie przepraszaj, tracę to, na co nie zasłużyłem. To, na co nie zasłużyłem.*
Nie mogła oddychać, a serce tłukło się jej w piersi. Musi coś z tym zrobić, inaczej bez pamięci się w nim... zakocha. A to z kolei skończy się cholernie źle. To się nie mogło udać. Nie, gdy on ma żonę. Zresztą skąd w ogóle myśl, że by ją chciał. Te pocałunki też przecież nic dla niego nie znaczyły. Był pijany, kazał jej zapomnieć. Poczuła skurcz w żołądku. Dla niej znaczyły, a to najlepszy argument, który przemawiał za skończeniem tego. Nawet jeśli będzie musiała opuścić LA, czy Stany by być z dala od niego. Muzyka zamilkła, a ona wróciła do rzeczywistości. Chester obserwował ją ze zmarszczonym czołem.
- Wszystko gra? - wciąż był blisko, a teraz kucnął przed nią, dłonią opierając się o jej kolano, by zachować równowagę. Poczuła jak z tego miejsca rozchodzą się iskierki ciepła. - Zbladłaś i odleciałaś gdzieś myślami. Aż tacy beznadziejni jesteśmy? - zaśmiał się cicho, łapiąc butelkę wody od Brada.
- Jesteście geniuszami. Kompletnie najwspanialszymi muzykami na świecie. Zarówno indywidualnie jak i w całości.
- Chłopaki, słyszycie te słodzenie?
Cała szóstka wyszczerzyła się do niej wesoło i rozproszyła po pomieszczeniu, by chwilę odpocząć. Niemrawo odwzajemniła gest, miała teraz bałagan w głowie i ciężko było jej pozbyć się tych myśli.
- Eve? - spojrzała znów na niego, lekko spanikowana. - Na pewno wszystko ok? Chcesz wody?
Pokręciła przecząco głową.
- Ok. Muszę tylko zaczerpnąć powietrza.
Bo przez twoje perfumy zaraz oszaleję! wrzasnęła w myślach. Podniosła się powoli, a mężczyzna zrobił to samo. Objął ją lekko w talii, na co jej skóra zareagowała dreszczem. Miała ochotę zaszlochać z beznadziejności tej sytuacji.
- Zostaw, poradzę sobie.
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie puszczę cię samej, jeszcze mi zemdlejesz. Chodź, trzymam cię.

______
*LP - Burning in the skies
Wena się mnie trzyma, ale czasu na cokolwiek mam zbyt mało. Jestem przepracowana i przemęczona. Codziennie wstaję o 3 rano, a wracam z pracy po 14... (taa 8 godzin to tylko w teorii...). Jem obiad i idę spać. I codziennie to samo. Ale mam teraz dwa dni wolnego, więc postaram się nadrobić komentarze, bo czytam wciąż na bieżąco.
Pytanie dodatkowe, nie macie nic przeciwko fragmentom erotycznym? Wolę się upewnić, żeby nikt nie poczuł się zgorszony.
Cóż, miłych wakacji. Ja dopiero 28 lipca idę na urlop. Może pojadę na Woodstock. Zastanawiam się też nad koncertem LP w Berlinie w listopadzie. Tylko cholera 70 euro bilet, a tym bardziej nie chcę jechać sama.
Dobra, nie nudzę. Komentujcie!
VS.

piątek, 4 lipca 2014

Chapter eight.

Przełknęła głośno ślinę i spojrzała na niego speszona, przygryzając wewnętrzną stronę policzka.
- To był tylko głupi przesąd. Nie sądziłam, że to zrobisz...
- O kurwa. - szepnął, pocierając czoło lewą dłonią.
- Dobrze powiedziane...
- To znaczy, nie zrozum mnie źle, ale jesteście kuzynkami. Sama wiesz.
- Nie tłumacz się, nic się nie stało. Zapomnijmy o tym.
Skinął głową i zgasił niedopałek czubkiem buta. Słońce już chowało się za wieżowcami, ustępując swoje miejsce księżycowi. Niebo z karmazynowego zaczęło zmieniać barwę na szafirowe, z delikatnymi odcieniami purpury.
- Pozwól słońcu zajść i kolejnemu wzejść, wspinając się przez jutro, odejdę.* - zanucił cicho. - Wracamy?
Wyrwał ją z zamyślenia i podniósł się z kamienia. W drodze powrotnej milczeli oboje, a po wejściu do domu Chester udał się do piwnicy, gdzie miał swoją małą salę prób. Ciężko mu było poradzić sobie z tym co się wydarzyło wczoraj. Majaczyło to jak odległy sen, było wręcz nierealne. W głowie jak echo, odbijało się pytanie Jak? Nagle przypomniał sobie wszystko. Jakby opary alkoholu zniknęły z jego mózgu, rozjaśniając wspomnienia. Przypomniał sobie jak miękkie były jej usta i że smakowały gorzką whisky. Ale co najgorsze, przypomniał sobie, że pocałował ją też w domu. A tu już żadnej jemioły nie było. Co za popieprzona sytuacja. Jego żona spała na górze, a on całował w salonie jej kuzynkę. Miał ochotę palnąć sobie w łeb. Przygryzł wargę i zapatrzył się w skomplikowany wzór na kolorowym dywanie. Gitara, za którą odruchowo złapał, wchodząc do pomieszczenia, leżała na jego kolanach. Nie wydała z siebie jeszcze żadnego dźwięku. Wiedział, że to wszystko może się okazać straszne w skutkach. Czuł się przy Eve swobodnie i nie musiał udawać. A sam fakt, że ją pocałował i to dwa razy, był niepokojący. Nigdy nie zdradził Alex, mimo iż nie raz miał ku temu okazję. Wielomiesięczne trasy, imprezy, wyjazdy... Jednak zawsze był jej wierny. A nagle okazuje się, że dochodzi do czegoś takiego z jej rodziną. Zajebiście... Ułożył palce odpowiednio na gryfie i szarpnął za struny, twardymi opuszkami palców. Po pomieszczeniu rozległ się delikatny dźwięk. Nuty stworzyły melodię, a z jego ust wydobył się cichy, wręcz szeptany śpiew.
- Czy czujesz chłód i zagubienie w rozpaczy? Budujesz nadzieję, chociaż porażka to wszystko co znasz. Pamiętaj cały smutek i frustrację i pozwól temu odejść, pozwól temu odejść...*
Westchnął głośno i oparł potylicę o ścianę za sobą, wyłożoną miękkim, wygłuszającym materiałem.. Miał to głupie przeczucie, że wszystko się jeszcze bardziej skomplikuje. Nawet bał się pomyśleć jak bardzo...
   Evelyn siedziała na parapecie w pokoju i patrzyła przez okno na pobliską ulicę, skąpaną w mroku. Jej też chodziły po głowie te pocałunki. I ten, dla żartu w pubie i ten w domu, gdy wygłupiali się w salonie. W jednej chwili śmiali się, robiąc z siebie kompletnych idiotów, a w drugiej całowali. I to z taką pasją, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyła. Palce wplótł w jej włosy, przyciągając mocniej do siebie, a ona objęła go kurczowo za szyję, jakby bojąc się, że zniknie. Powinna była go od razu od siebie odepchnąć. Ale to było silniejsze. To wzajemne przyciąganie, ta chemia. Był cholernie pociągający, a do tego tak cholernie dobrze całował. Była pewna, że gdyby nie to, że ten facet został stworzony do tworzenia muzyki, to właśnie pocałunki byłyby jego największym atutem. Do tego te jego perfumy. Mocne, wyraźne, a jednocześnie na swój sposób delikatne otępiały umysł, a jego czarne tęczówki hipnotyzowały. Tak jakby ktoś wyłączył opcję myślenia w jej mózgu. Idiotko, ogarnij się! To mąż twojej kuzynki, do cholery. Nie wolno ci o nim myśleć w taki sposób. Koniec, kropka. Westchnęła, bawiąc się zapięciem srebrnej bransoletki, na nadgarstku. Spojrzała ponownie za okno, akurat w momencie gdy z taksówki wysiadała Alex. Wyglądała nieskazitelnie, mimo dopiero co odbytego treningu. Zeskoczyła z szerokiego parapetu i zeszła na dół. Ciężko będzie spojrzeć jej w oczy, ale musi dać sobie radę. Musi.
- Cześć Alex. - rzuciła, siląc się na wesoły ton.
- Cześć Evelyn, jak minął wam dzień? - cmoknęła ją w policzek, zrzucając adidasy w przedpokoju. Sportową torbę położyła na stoliku i spojrzała z uśmiechem na kuzynkę.
- Fajnie, Chester pokazał mi okolicę.
- On lubi wynajdować jakieś dziwne miejsca.
- Specyficzne. - uśmiechnęła się, wracając myślami do lunaparku.
- A gdzie on właściwie jest? - rozejrzała się po salonie, szukając go wzrokiem.
- W piwnicy. Mówił, że idzie pograć.
Kiwnęła ze zrozumieniem głową i weszła do kuchni, wyjmując z lodówki sałatkę.
- Chcesz?
- Nie, dzięki. Wiesz, muszę się rozejrzeć za pracą i jakimś mieszkaniem. Nie mogę wam cały czas siedzieć na głowie.
- Daj spokój. Nie przeszkadzasz tu. Może nie spędzamy ze sobą za dużo czasu, ale masz okazję poznać mojego Misiaczka. Nie marudź.
- Cześć Alex. - rozmowę przerwał mężczyzna, wchodząc do kuchni w lekko przepoconej koszulce. Podszedł do żony i złożył na jej policzku delikatny pocałunek. Zerknął na Evelyn, która lekko przygryzała dolną wargę. Jaką on miał ochotę to zrobić! Móc się rozkoszować jej smakiem, zbadać każdy skrawek jej atłasowej skóry, poznać każde wrażliwe miejsce... Potrząsnął głową, próbując wyrzucić te myśli z głowy. Ogarnij się chłopie, nie wolno ci o tym myśleć. Nawet nie próbuj. To pieprzony zakazany owoc, którego nie będziesz miał. Pogódź się z tym i do cholery odpuść! Zmarszczył brwi, skupiając się na przekonaniu samego siebie.
- Znowu krzyczałeś? Jesteś cały spocony. - skrzywiła się, głaszcząc go po policzku.
- Śpiewałem. - zaakcentował wyraźnie słowo, poprawiając ją tym samym.
- No dobrze, niech ci będzie. - przewróciła oczami. - Dobrze się bawiliście?
Skinął głową, biorąc łyk wody.
- Wychodzę za jakąś chwilę do Mike'a. - oznajmił obojętnym głosem.
- Po co?
Wzruszył lekceważąco ramionami i nie zaszczycając kobiet spojrzeniem, opuścił pomieszczenie.
Evelyn wypuściła z ulgą powietrze przez nos i spróbowała skupić na słowach towarzyszki. Jego zapach ją obezwładniał. Teraz dodatkowo wzmocniony wysiłkiem fizycznym, otulał ją z każdej strony. Mój boże, mam przesrane.

Ponad godzinę później, wyciągnął się na ogromnym fotelu, w domu swojego najlepszego przyjaciela. Nogi przerzucił przez oparcie, machając nimi beztrosko. Nijak miało się to jednak do mętliku w jego głowie.
- Się porobiło. - mruknął pod nosem, sam do siebie.
- Co? - mężczyzna, który do tej pory nie odrywał spojrzenia od ekranu laptopa co chwila w coś klikając, spojrzał na niego zaciekawiony.
- Mam lokatora w domu. Na czas bliżej nieokreślony.
Shinoda przymknął srebrną obudowę i zaplótł ręce na piersi, skupiając swoją uwagę na kumplu. Gdy ten jednak wciąż się nie odezwał, zirytowany przewrócił oczami.
- Mam cię ciągnąć za język? Mów.
- Zatrzymała się u nas kuzynka Alex. Przyjechała właśnie z Irlandii i tak jakoś wyszło.
- No i ? Równie inteligentna co twoja żonka?
Chester się skrzywił, patrząc na niego spode łba.
- Nie kpij sobie, dobra? Znam tą gadkę na pamięć.
- A dalej z nią jesteś. - prychnął. - Mniejsza, co z tą kuzynką?
- Nic. Fajna dziewczyna.
- Fajna dziewczyna? Słyszysz sam siebie? Chłopie to brzmi co najmniej tandetnie. Opowiadaj. - zaśmiał się cicho, machając na niego dłonią.
- No co? Fajna, śliczna. Fanka Linkin Park.
- Masz fankę pod dachem?! - zszokowany, oparł łokcie o biurko i podparł na dłoniach, brodę. Chester zachichotał.
- Nie uwierzysz. Pojechałem po nią na lotnisko, a ona stała w koszulce Stone Temple Pilots, w radiu leciało In the end, a ona nie miała pojęcia kim jestem.
Mike zmarszczył brwi, patrząc na niego uważnie.
- Jak to - nie miała pojęcia?
- Po prostu nigdy się nie skupiała na tym jak wyglądamy, tylko na naszej muzyce.
- Już ją lubię. - klasnął w dłonie.
- Polubisz na pewno.
Na kilka sekund zapadła cisza. Chester w tym czasie zamyślony studiował wzór na ścianie, nerwowo podgryzając wargi.
- No mów. - warknął Spike. Wokalista rzucił mu zdezorientowane spojrzenie. - No przecież widzę, że coś cię męczy. - przewrócił oczami. - Znamy się od wczoraj, czy co?
Mężczyzna westchnął głośno i odchylił głowę do tyłu, wpatrując się w idealnie biały sufit.
- Zabrałem ją do tego irlandzkiego pubu.
- No. Do sedna.
- Trochę wypiliśmy i ją pocałowałem.
Raper zakrztusił się śliną i spojrzał na niego zdziwiony lekko kaszląc, co po chwili przeszło w stłumiony chichot.
- Pocałowałeś ją?
- Dwa razy.
Chichot zamienił się w głośny śmiech, a Chester spojrzał na niego zirytowany.
- Tak cię to bawi?
- Strasznie! Całowałeś się z kuzynką swojej żony, która jest jednocześnie naszą fanką, która nie wie kim jesteśmy. Jakie to, kurwa niedorzeczne!
- Nie, to jest pojebane.
- To swoją drogą. I co teraz?
- To się nie może powtórzyć. - pokręcił lekko głową, obierając pistację, którą sięgnął z porcelanowej miseczki, leżącej na stoliku.
- Powiedz to swojemu małemu przyjacielowi w spodniach, albo zaspawaj rozporek.
Bennington roześmiał się wesoło i rzucił w niego orzeszkiem, którego ten złapał w locie i włożył do ust, szczerząc się.
- To się nie może powtórzyć. - mruknął raz jeszcze rozbawiony. Jednak w duchu wiedział, że to nie będzie takie łatwe.


______
Ta dam. Bez zbędnych słów. Enjoy! No i komentujcie.
VampireSoul
P.S Może dodam tylko tyle, że nie musicie się obawiać od razu wielkich miłości typu ' i wszyscy żyli pięknie w cudownym tęczowym świecie, a Wy moi mili porzygajcie się serduszkami ' Wszystko ma swoje miejsce i uzasadnioną obecność w danych rozdziałach. Cierpliwości ;) Ah no i macie w końcu Spike :P
*LP - I'll be gone.
*LP - Iridescent.